|
Sunshine Coast |
Zdałam sobie sprawę, że nie napisałam jeszcze o najlepszym, co Australia ma do zaoferowania. Plaże! Oglądając zdjęcia idealnych piaszczystych plaż będąc jeszcze w Europie, wstrzymywałam oddech i zalewał mnie smutek nie spełnionych jeszcze marzeń. Teraz te cuda mam na wyciągnięcie ręki, czyli około godzinnej drogi samochodem. Nie będę narzekać, ale niestety Brisbane położenie jest nad zatoką, co powoduje duże pływy. W efekcie oznacza to bardziej błotniste niż piaszczyste plaże. Chociaż z powodu szybkiego dostępu są też miła alternatywą weekendowych, krótkich wypadów, szczególnie dla dzieci, które wiadomo, im są brudniejsze tym szczęsliwsze.
|
Wynnum, zatoka |
Ale wystarczy wskoczyć na autostradę, żeby po dobrej godzince znaleźć się na południowym Gold Coast, bądź północnej Bribie Island. Jeżeli nie przeszkadza nam dosłownie troszeczkę dłuższa podróż, znajdziemy się na rajskim Sunshine Coast. Plaż jest tyle, że każdy się zadowoli. Są plaże bardziej rodzinne, takie stwarzające rewelacyjne warunki do surfingu, zaludnione z licznymi kawiarenkami, opustoszone, na których można się całkowicie zrelaksować, odzyskać spokój po całym tygodniu. Prawdziwym zaskoczeniem jest ilość ludzi na plaży. A raczej ich brak. W miejscach strzeżonych może być całkiem tłoczno, ale wystarczy odejść kilkadziesiąt metrów aby delektować się samotnością na drobniutkim piasku, gdzie jedynym dźwiękiem jest szum fal i ewentualnie własnych dzieci. Dodam do tego, że ocean mamy cieplutki, do tego stopnia, że dzieciaki kąpią się nawet zimą (dorośli dopiero wiosną zaczynają). Brak parawanów, za to rodzinki chłodzą się w namiotach. Przy tej temperaturze wiatr jest sprzymierzeńcem. Piasek tak drobny, że czasami przez kilka dni wypłukuję go z włosów.
|
Gold Coast |
|
Bribie Island |
|
Plaza w miescie |
Żeby jeszcze uprzyjemnić i ułatwić życie przeciętnemu Brisbeńczykowi i turyście, w centrum miasta wybudowano sztuczną plażę. Są miejsca głębokie, płytkie i brodziki dla najmłodszych. Widok na miasto i rzekę, kawiarenki z wszelkim rodzajem jedzenia.
Wakacyjny luz i relaks dostępny w każdy weekend. Wspominałam już, że mieszkamy w raju?