poniedziałek, 25 marca 2013

Pierwsza rocznica!

       Mija rok naszego życia w Australii. Powietrze już nie pachnie nowością, jeżdząc droga juz nie zachwycam się automatycznie rosnącymi na pasie zieleni palmami. Australia stała się naszą codziennoscią, którą jednak nie wyobrażam sobie stracić. W chwilach refleksji rozglądam się na około siebie i wtedy po raz wtóry odkrywam piękno miejsca w którym przyszło nam mieszkać.

Weekendowy wypad

W drodze do szkoly

    Czujemy się tu juz jak u siebie, mniej więcej wiemy jak wszystko działa, przyzwyczailiśmy się do pogody, mamy z kim spędzać święta i urodziny. Życie w Australii jest tak inne od tego w Europie, a jednak w dalszym ciągu to normalne życie: praca, szkoła, zakupy. Inność wywodzi się przede wszystkim z pogody, co pociąga za sobą przyrodę, sposób spędzania wolnego czasu i także błachą codzienność, czyli ubrania i jedzenie. Życie wydaje mi się łatwiejsze, dzieci biegające po domu prawie nago i pływające w wolnej chwili w basenie, są częsciej usmiechnięte. Mamie też jest łatwiej, przynajmniej mam mniej prania do zrobienia.

Chlodzenie w basenie

    Przyzwyczajenie nie zawsze jest złe. Po roku przywykłam do widoku wielkich owadów i pajaków. Jeszcze rok temu z przerażeniem odwracałam głowę mijając pajęczyny z gigantycznym pająkiem, dzisiaj spokojnie je zauważam. Podejrzewam jednak, że wizyta domowa takiego "cuda" doprowadziłaby mnie do paniki. Na szczęście odwiedzają nas tylko drobne robaczki, z wyjątkiem ogromnych os (więcej o nich w poprzednim pośćie). Niedawno zostałam ugryziona przez jedna z największych na świecie mrówek Bull Ant (dorastają do czterech centymetrów). Jako że, widziałam ta mrówkę w naturze po raz pierwszy, z naszego spotkania wyniosłam oprócz potwornego bólu dużego palca u nogi, także nowe doświadczenie i kolejną drobinkę w zdobywaniu wiedzy o otaczającej nas przyrodzie.

Koniki polne u nas w ogrodku

Bull Ant

      To był ciekawy i pełen niespodzianek rok. Po raz kolejny przekonałam się, że mimo, mieszkania "na końcu świata" to ten świat jest jednak małą wioską. Do tego stopnia, ze odnaleźliśmy naszą daleką rodzinę mieszkającą 5 minut drogi od naszego domu. Miło mieć tu kogoś. W naszym oddaleniu od najbliższych, każda ciocia jest na wagę złota.
    Im dłużej tu jesteśmy tym mniej to wszystko wygląda jak wakacje, a bardziej jak zwykle życie. Takie jednak o jakim marzyłam. I  każdego dnia przypominam sobie aby to doceniać.