W Dreamworld |
Oczywiście mam na
myśli moje dzieci w Australii. O innych dzieciach będzie może innym razem,
jako, że nie czuję się jeszcze wystarczająco kompetentna, aby pisać o
australiskich młodych ludziach. Póki co, będzie o moich potworkach w Australii:
Janku, Nathanie i Elenie.
Jednym z głównych powodów dla
których wyjechaliśmy do Australii było moje przeświadczenie, że w tym kraju
łatwiejsze jest wychowanie dzieci. Męcząc się dosłownie zamknięta w domu z
trójka dzieci, marzyłam o australijskiej pogodzie, która sprawi, że życie z
dziećmi zamieni się w nieustające wakacje. Chciałam przypomnieć, że nie
mieszkaliśmy wcześniej w Polsce. Dzieciaki moje urodziłam i wychowywałam przez
sześć lat w Irlandii. A Irlandia to, cóż, piękny mały kraj z jedną podstawową
wadą, rzutującą ogromnie na jakość życia: brak lata. Pełnią szczęścia było
dwadzieścia stopni i słońce. Nie zdaża się to jednak często...
Jak więc mają się moje marzenia
o łatwiejszym wychowaniu dzieci, z rzeczywistościa? Po pięciu miesiącach w
Australii, gdy na zewnatrz i wewnątrz domu króluje zima, z pełną szczerością
przyznaję, że się nie myliłam! Życie dzieci tutaj wydaje się łatwiejsze i
przyjemniejsze! Oto dowody:
Brisbane
cieszy się piękną pogodą przez cały rok. Potrafi być też chłodno, to znaczy
dziewietnaście stopni, ale taki spadek temperatury oczywiście nie przeszkadza w
spędzaniu większości naszego czasu na powietrzu. Mamy tu ogromną ilość
wspaniałych placów zabaw, często z wodnymi atrakcjami. Dodatkowo piękne parki,
w naszych okolicach z widokiem na ocean. Każdy weekend spędzamy poza domem,
albo w górach, albo w lasach, parkach, na licznych festiwalach i imrezach,
parkach rozrywki, zoo, odkrytych basenach i oczywiście jednych z najlepszych na
świecie plażach, kąpiąc się w ciepłym oceanie. Nie kłamiąc, odkąd
przyjechaliśmy do Australii, tylko jeden weekend musieliśmy spędzić cały w domu
ze względu na pogodę. Plac zabaw z widokiem na ocean |
Dzięki pogodzie dzieciaki noszą
mało ubrań, co cieszy również mnie. Z dreszczem przypominam sobie ubieranie
całej trójki we wszystkie te szaliki, czapki, bluzy, rękawiczki, grube kurtki. Poranki
zimą mogą być dosyć chłodne, wystarczy jednak założona na krótki rękawek bluza,
albo sweter. I co za tym idzie, nasze poranki przed szkołą są dużo
spokojniejsze, bez nerwów, że Nathan dopiero zakłada buty, gdy cała reszta stoi
w drzwiach spocona pod kilkoma warstwami ubrań.
Na plazy |
W basenie |
Nasze życie poza szkołą i poza
pracą faktycznie przypomina to co w Europie nazywałam wakacjami. Kąpiele w
oceanie, opalanie się przy basenie, pikniki na trawie, całe dnie spędzone w
parkach tematycznych, te rzeczy znałam tylko z wakacji. Tutaj mamy to cały rok.
A dzieciaki, dotlenione, z licznymi atrakcjami, faktycznie są łatwiejsze do
opanowania. Nigdy od nich nie usłyszałam, że w Irlandii, albo Anglii było
fajniej. Za to często pytają: „Gdzie dzisiaj jedziemy?”. A ja, mając
niezliczoną ilość opcji, zawsze wiem co im odpowiedzieć. Nawet mąż mój,
wcześniej marudzący, że po tygodniu w pracy chętnie spędziłby weekend w domu,
przestał w Australii narzekać na moją skłonność zapychania wolnych dni atrakcjami.
A ja też częściej sama proponuję zostanie w domu. Basen, słońce, możliwość
jedzenia na powietrzu i jeszcze plac zabaw dla dzieci pod nosem. Jakże to
wszystko inne i lepsze od naszej codzienności na wyspach.
Zoo |
W lesie |
Szkoły też znacznie różnią się
od tych europejskich. Klasy rozsiane są w osobnych budynkach na dużej
przestrzeni. Uczniowie jedzą lunch na zewnątrz. W szkole moich chłopaków są
cztery place zabaw, kilka boisk, na których dzieci spędzają przerwy. Dodatkowo jeszcze
wychowanie fizyczne również odbywa się na powietrzu.
Z maluszkami też jest łatwiej. Mamy
tu liczne grupy mam, gdzie te najmniejsze dzieci też mogą pobawić się z
rówieśnikami i nawet nauczyć się piosenek i rymowanek na wspaniale tu
prowadzonych zajęciach w bibliotekach.
Życie
naszych dzieci w Australii jest łatwiejsze i weselsze, a co za tym idzie, dla
nas piękniejsze i szczęśliwsze. Czego więcej chcieć od życia?