poniedziałek, 10 grudnia 2012

Mooloolaba- wakacje!

          Mooloolaba, turystyczna dzielnica Sunshine Coast, miejsce naszych pierwszych australijskich wakacji.    Jak zwykle korzystając z najlepszej na świecie opieki nad dziećmi, czyli dziadków, chcieliśmy spędzić możliwie najdłuższy czas, leżąc na plaży i nic nie robiąc tylko we dwoje. I jak zwykle nie wyszło, jak zaplanowaliśmy.
         Najdłużej udało się tylko na sześc dni. Tęsknota za moimi robalami nie pozwoliłaby na więcej. Z leżenia na plaży tez wyszły nici, bo spaleni po rejsie nie chcieliśmy być bezwzględni dla naszej skory. A w sumie leżeć na plaży można wszędzie (mieszkając w Australii), a na wakacjach bez dzieci wypada robić coś innego niż zawsze. Czego nie można robić spokojnie z małymi dziećmi? Oglądać filmy w kinie, odkrywać nowe restauracje, tańczyć w pubach, spacerować godzinami po plaży, jeździć motorem wzdłuż wybrzeża, wstawać przed świtem i upajać się wschodem słońca, moczyć się w hot tubie mając nad sobą tylko rozgwieżdżone niebo. I w pełnym skrócie, tak właśnie wyglądały nasze wakacje.

Wschod słońca

Szczęki przodka rekina
        Nie omieszkaliśmy odwiedzić głowną atrakcje turystyczna Mooloolaba - UnderWater World, czyli oceanarium, park wodnych ssaków i sanktuarium w jednym. Fajne miejsce, jednak nie za duże, myśleliśmy, że spędzimy tu cały dzień a skończyło  się na trzech godzinach. Były rekiny, rybki koralowe, pokaz fok i wydr, morskie bezkręgowce i żółwie, znajdujące tu tymczasowe sanktuarium i wypuszczane na wolność, gdy tylko są w stanie same przetrwać. Wszystko dobrze wyeksponowane z licznymi informacjami i ciekawostkami. Przerażające wrażenie robi rekonstrukcja szczęki przodka rekina. Ufff, dobrze, że takie zwierzątka nie pływają już w naszych oceanach.
Mooloolaba
Mooloolaba
        Odkryliśmy kilka uroczych miejsc. Sama Mooloolaba jest cudna ze swoja malownicza skalisto-piaszczystą plażą. Wystarczyło usiaść na rozgrzanych kamieniach, wsłuchać się w odgłosy oceanu, żeby poczuć prawdziwe szczęście. Jednego dnia widzieliśmy parę biorącą ślub w tym absolutnie harmonijnym miejscu, z dala od turystów, blisko natury. Cóż za wspaniale miejsce, jakże bardziej nastrojowa uroczystość  niz typowa polska (moim zdaniem oczywiście).

Coolum
       Na najpiękniejsze miejsce trafiliśmy przypadkiem podczas jazdy motorem wzdłuż wybrzeża Sunshine Coast. Chwilę przed główną plażą Coolum wypatrzyliśmy z drogi idealna zatoczkę: skały, biały piasek, palmy i całkowity brak ludzi. Zostaliśmy tu do końca dnia. Widocznie jako odpoczynku najbardziej potrzebowaliśmy naturalnej harmonii, żeby zabrać jej trochę ze sobą w codzienne życie.