Po wielu
nieudanych próbach w końcu udało nam się pojechać do jednej z wizytówek okolic
Brisbane – gór Glass House. Górki może
nie imponują wielkością i trudnością szlaków, są jednak na tyle unikatowe i
malownicze, że ciężko nam było je opuścić.
Góry Glass House to grupa
jedenastu wzgórzy wyrastających całkiem niespodziewanie z nabrzeżnej równiny. Są
tworem wulkanicznym powstałym koło 25 milionów lat temu. Nazwa nie ma nic
wspólnego ze „szklanymi domami” Żeromskiego (dosłowne tłumaczenie), mimo, że to
pierwsze skojarzenie każdego Polaka. Góry tym osobliwym imieniem ochrzcił odkrywca
Australii, kapitan James Cook i nawiązują do pieców szklarskich. Ponoć przypominały
mu je kształtem. Park narodowy porośnięty jest głównie lasem i co ciekawe,
można znaleźć tu rośliny nie występujące nigdzie indziej na świecie. Najwyższy
szczyt gór – Beerwah, przez pokolenia miał ogromną wagę religijną dla
Aborygenów. Według ich wierzeń góra ta jest ciężarną matką wszystkich innych
gór w okolicy.


My zrobiliśmy sześciokilometrową
trasę u podnóży gór. Wspinanie zostawiliśmy na inny czas, z konieczności, czas
bez dzieci. Mimo tego, punkty widokowe zagwarantowały nam niezapomniane
momenty. A jako, że nie dane nam było się powspinać na szczyty, mąż mój odrobił
sobie wspinaniem na wszystko co się dało.
Po napełnieniu brzuchów do granic możliwości padł pomysł wypróbowania
naszych samochodów z napędem na cztery koła i ruszyliśmy na przejażdżkę po
polnej dróżce. Prawie zatrzymała nas olbrzymia kałuża, udało się jednak ją
pokonać. Nasze samochody nie były już wprawdzie czyste, ale był to tylko powód
do męskiej dumy. Zahamowały nas jednak olbrzymie koleiny i nie obyło się bez
pomocy linki holowniczej...
Ostatnim etapem naszej wycieczki była góra Wild Horse. Piętnaście minut wspinania
i rozciągnął się przed nami olśniewający widok na całe Glass House Mountains
. I
na deser dostaliśmy jeszcze zachód słońca. Nawet dzieciaki, ledwo żywe i
reagujące płaczem na pomysł jeszcze dłuższego chodzenia, odzyskały nagle pełnię
sił. Energia kosmosu, jakby to określił mój mąż, wlała się w nasze ciała.
Trudno było zostawić to magiczne miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz