wtorek, 5 czerwca 2012

16.02.12. Londyn




     Zaczyna się nasza przygoda. Małymi kroczkami zbliżamy się do spełnienia naszych marzeń. Marzeń, które zakiełkowały w naszych umysłach jakieś osiem lat temu, czyli mniej więcej w czasie zakładania naszej jednostki społecznej: rodziny Studzińskich. Tyle to już lat minęło od naszego ślubu. Był to czas całkiem bogaty we wrażenia i doświadczenia. I dzięki temu realizujemy nasze wielkie marzenie, mądrzejsi i myślę w końcu gotowi.
Bez strachu, w pełnym podekscytowaniu, przeprowadzamy się do Australii. Do wymarzonego miasta: Brisbane. Czy to będzie to, czy tam zakończy się nasza wędrówka w poszukiwaniu prawdziwego domu, to się okaże. Palcem po mapie, a może dokładniej myszką po Google Earth byliśmy w Brisbane niezliczoną ilość razy. Wiemy o tym mieście wiele, od cen po rozmieszczenie muzeów, parków i plaż. Ale… nigdy tam nie byliśmy ciałem. Więc dopiero za jakiś czas okaże się, czy Kraina Kangurów to nasze miejsce na Ziemi. Oby.
     Przygoda zaczyna się niestety głownie sprzątaniem, zamykaniem spraw w Londynie i jeszcze w Irlandii. Długo tu nie będzięmy gościć, trzeba zostawić za sobą względny porządek. Już za tydzień przyjeżdża firma przewozowa zabrać nasz dobytek, a następnego dnia Polska! I wielkie pożegnania. Nie boję się emigracji do Australii, ale dreszcz mnie przechodzi na myśl o wizycie w Polsce. Nie żebym nie chciała tam jechać. Stęskniłam się za cała rodzinką. Nie mówiąc o dzieciakach uwielbiających wręcz swoich dziadków. Boję się atmosfery smutku, łez rodziców. Uchhhh, lepiej przestanę o tym myśleć.

Brak komentarzy: