|
Jeszcze Warszawa |
W końcu doczekaliśmy się.
Nadszedł dzień wyjazdu z Polski, naszej wymarzonej przeprowadzki i zarazem
najdłuższej podróży naszego życia. Cała droga samolotem to jedyne dwadzieścia
siedem godzin, do czego trzeba jeszcze dodać dwie godziny dojazdu samochodem na
lotnisko.
|
Recycling |
|
Ogrody na lotnisku |
|
Singapur |
W skrócie. Dwie godziny
samochodem przeszły w miarę spokojnie, chociaż nie obyło się bez pytań, czy
długo jeszcze. Trzygodzinny lot do Frankfurtu też w miarę dobrze. Kolejne
pytania, czy daleko jeszcze. Oj moje biedne dzieci, daleko jeszcze. Króciutkie
dwie godziny czekania na lotnisku, a w sumie to godzina błądzenia po lotnisku i
godzina czekania. Dwunastogodzinny lot
do Singapuru zaskakująco dobry. Większość czasu spaliśmy, albo jedliśmy (jeden
z plusów dań wegetariańskich: dostawaliśmy nasze posiłki jako pierwsi!). Nawet
nie udało nam się w całości obejrzeć żadnego filmu. Trzy godziny czekania na
lotnisku w Singapurze. Bardzo przyjemne trzy godziny. Odwiedziliśmy prześliczny
i przegorący ogród kaktusów. Dobrze, że wzięłam nam na zmianę krótkie rękawki.
Lotnisko jest rewelacyjne: ogrody, place zabaw, dywany na podłodze, luksusowe
łazienki i jedyne w swoim rodzaju kosze do segregacji śmieci. Ośmiogodzinny lot
do Brisbane. Chłopaki nie spali, Elena chciała, ale nie mogła, uraczyła więc
naszych współpodróżujących częstym i głośnym płaczem. W końcu usnęła na moich
kolanach. Ja bojąc się ją obudzić nie ruszałam się przez kilka godzin co
zaowocowało później dwoma dniami spuchniętych nóg.
O godzinie siódmej rano czasu
lokalnego, a dziesiątej wieczorem naszego biologicznego wylądowaliśmy w
Brisbane. Jeszcze tylko obwąchiwanie przez psa i kontrola pachnących bananami
plecaków i siedzimy w wynajętym przez firmę relokacyjną samochodzie wiozącym
nas w pełnym i gorącym słońcu (początek marca!) do naszego tymczasowego
mieszkania. Jak my przeżyjemy cały dzień?!
|
Brisbane! |
Wnioski z podróży? Nie było się
czego bać. Chłopaki byli rewelacyjni, nawet nie pytali się za często, czy
daleko jeszcze. Elena trochę popłakała, ale myślę że mieściła się w normach.
Nawet w pewnym momencie podszedł do nas koleś z obsługi i powiedział, żebyśmy
jej nie uspokajali, bo krzycząc wyrównuje sobie ciśnienie w uszach. Pełne
zrozumienie. Mieliśmy potem kilka ciężkich dni, spuchnięte nogi, posamolotowe
zapalenie gardła, dwugodzinne przerwy w nocnym spaniu, konsternację po
obudzeniu (gdzie my jesteśmy?!). Ale już tu jesteśmy i zaczynamy żyć naszymi
marzeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz