Zastanawia mnie czasami
oburzenie niektórych Polaków, na nieznajomość przez obcokrajowców historii czy
geografii Polski. A cóż my sami wiemy o odległych krajach? Czy nas w szkołach
uczą o chociażby Australii?
Przyjechaliśmy do tego kraju będąc całkowitymi ignorantami. Ok, Australia,
to tu Brytyjczycy zsyłali swoich więźniów, to tu mieszkają kangury i Aborygeni.
Ale będąc już tutaj, trochę głupio nic nie wiedzieć. Postanowiłam więc nadrobić
zaległości i poznać historię, faunę, florę i legendy australijskie. Rewelacyjnym
źródłem wiedzy okazała się półka z książkami dla dzieci w lokalnej bibliotece.
Dzisiaj trochę o Aborygenach,
enigmatycznych rdzennych mieszkańcach Australii. Nieczęsto widać ich na
ulicach. W centrum Brisbane można ich napotkać siedzących na murkach bądź
bezpośrednio na chodnikach. Smutny to widok. Rzuca się w oczy ich niższa
pozycja społeczna. Na przedmieściach nie widać ich wcale. Zastanawiało mnie to
na początku. Przecież jest pełne równouprawnienie, wprowadzone wprawdzie
dopiero w 1967, po referendum, w którym ponad 90 procent białych
Australijczyków opowiedziała się na tak. Moje zastanowienie wynikało głównie z
nieznajomości tej niesamowitej grupy ludzi. Są oni nierozerwanie związani z
ziemią, wierzą w jej połączenie z duszami przodków. Cały system religijny
opiera się na ziemi, życie jest wszędzie, w kamieniach, górach. Aborygeni żyli
w całkowitej harmonii ze środowiskiem. Nic więc dziwnego, że po bezprawnym
zabraniu ich ziemi przez Brytyjczyków zepchnięci zostali na margines. Nic też
dziwnego, że tak rzadko można ich spotkać w miastach. Gdzie oni znajdą tutaj
tak ważną dla nich naturę?
Niewielu Europejczyków wie, o wielkiej zbrodni białych w Australii. Przez 130
lat legalnym było odbieranie aborygeńskich, bądź mieszanych dzieci rodzicom i
umieszczanie ich w misjach kościelnych, domach dziecka i często oddawanie do
pracy. Dzieci były kradzione rodzicom, pozbawiane korzeni, kultury i tradycji aborygeńskiej.
Można tylko wyobrazić sobie cierpienie dzieci i rodziców. Cierpienie czynione
zgodnie z literą prawa. 28 maja 2000 roku ponad 150 tysięcy australijczyków
przeszło słynnym Sydney Harbour Bridge symbolicznie przepraszając za tak zwane „skradzione
dzieci”.
June Smith Wild flowers after rain |
I jeszcze tylko mała dygresja. Zakochałam się w sztuce aborygeńskiej. Przecudne
kolory, wzory. Generalnie obrazy dzielę na takie, które powiesiłabym w domu i
takie, których bym nie powiesiła. Większość z twórczości aborygeńskiej mieści
się w „powiesiłabym”. I pewnie za jakiś czas coś powieszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz