Od momentu postawienia naszych
opuchniętych stóp na czerwonej australijskiej ziemi minęły trzy miesiące. Za
krótko, żeby móc zrobić wiarygodną analizę, wystarczająco długo aby wyrobić
sobie opinie na to i owo. Co myślę o Australii, jakie są moje dotychczasowe
wrażenia?
Australia to dziwny kraj.
Wszystko jest swojskie, ludzie tacy jakich widywałam na ulicach w Dublinie i
Londynie, w miarę normalne samochody, zachodnia kultura. I to wszystko osadzone
w całkowicie obcym dla mnie i egzotycznym otoczeniu. Ciągle wychodząc ze sklepu
zdziwiona jestem rosnącymi przed nim wielkimi palmami! Niby jest normalnie, tak
jak jestem do tego przyzwyczajona po kilku latach na emigracji, a jednak tak
inaczej. Nie ma tu egzotyki na taką skalę jaką widzi się w Egipcie czy Azji.
Ale też dzięki temu bardzo łatwo jest poczuć się jak w domu, tylko bardziej
słonecznym, cieplejszym i piękniejszym.
Przyroda jest cudna. I nie
przesadzam tutaj! Soczysta zieleń, kwitnące drzewa, kolorowe ptaki, niebo
koloru jedynego w swoim rodzaju błękitu, ciepły cały rok ocean, plaże z jasnym,
drobniutkim piaskiem, rajskie krajobrazy w zasięgu jednodniowych wycieczek,
malownicze góry, zaskakująco piękne lasy deszczowe, wielkie jaszczurki
wylegujące się na słońcu w centrum miasta. I to wszystko przez cały rok! Queensland
to stan bez zimy. Oczywiście są tutaj trzy miesiące określane tą nietrafną
nazwą. Bo jak można powiedzieć, że jest zima, jeżeli właśnie zaczął się sezon
na truskawki! Mamy ponad dwadzieścia stopni i pełne gorące słońce.
Dwa tygodnie temu pływaliśmy w ciepłym oceanie. Mundurki dzieciaków to krótkie
spodenki i bluzki na krótki rękaw. Gdy w rozmowie używa się słowa zima, aż
mimowolnie chce się śmiać. Ze szczęścia oczywiście, bo na wspomnienie
irlandzkich zim wstrząsa mną dreszcz, a polskich zim nawet wole nie wspominać!
A co jest jeszcze piękniejsze? Jeżeli zechce nam się wyjechać na nartach, albo
zwyczajnie ulepić bałwana, są w Australii miejsca gdzie pada śnieg. W centrum
dwudziestodwustopniowego Brisbane można jeździć na łyżwach. Gdy bardzo mocno
chce się poznać uroki prawdziwej zimy, można to zrobić bez wszelkich
niedogodności na codzień, takich jak czapki, szaliki, zimno, śliskie chodniki i
odśnieżanie samochodu.
Wspomniałam, że ludzie są
podobni do tych w Irlandii/Anglii. Bardziej chyba jednak do tych z Irlandii,
uśmiechnieci, wyluzowani. Tylko wyżsi i szczuplejsi. To co wyjątkowo mi się
tutaj podoba, z perspektywy nowego, nie pracującego przybysza to ogromna ilość
możliwości poznania ludzi. Jest tu nieskończona ilość darmowych grup o różnych
zainteresowaniach, biblioteki prężnie organizują różne zajęcia. Jakbym chciała,
cały tydzień miałabym obładowany spotkaniami, ale chcąc coś zrobić w domu muszę
je selektywnie wybierać. Kontakty z Polakami też są tu inne. Jest nas
zdecydowanie mniej niż w Dublinie czy Londynie i w większym stopniu dążymy do
zawiązywania polskich znajomości.
A na dokładkę mogę jeść lokalne,
świeżutkie banany, mandarynki, ananasy, awokado!
Jaka jest więc moja ocena Australii po trzech miesiącach? Często mówiłam, że szukam swojego miejsca na Ziemi. Wygląda na to, że je znalazłam.
4 komentarze:
ach sylwia..... zazdroszcze w pozytywnym sensie:)) ciesze sie, ze znalazlas! :))
nie podpisalam sie- asia r.
Cześć Sylwia, fajnie że piszesz. Będziemy z zainteresowaniem zaglądać,
Pozdrawiamy, Paulina i Krzysiek.
Asiu, domyslilam sie (chociaz nie wiem skad...).
Prześlij komentarz